Mk 1, 12-13 – Daj się poprowadzić Duchowi Świętemu na pustynię

Następnie Duch zaprowadził Go na pustynię. Był tam czterdzieści dni poddawany przez szatana próbie. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie Mu usługiwali.

Marek w przeciwieństwie do Łukasza i Mateusza nie wspomina nic o tym jak wyglądała owa próba nieprzyjaciela. To na co inni ewangeliści poświęcali cały rozdział, tu Ewangelista zamyka w 3 zdaniach. Osobiście ta forma bardzo do mnie przemawia ponieważ pozwala mi zobaczyć ten epizod w formie drogi nowoochrzczonego człowieka.

Ewangelista używa słowa euthys, które oznacza natychmiast. Więc sytuacja jest taka: Jezus został ochrzczony, z nieba zstąpił Duch Święty, Bóg Ojciec publicznie obwieścił, że Jezus jest Jego synem, i natychmiast po tym ten sam Duch Święty kazał Jezusowi iść na pustynię. Tą samą pustynię (dzicz), na której żył Jan Chrzciciel. Nie wydaje Ci się to dziwnie znajome?

Jest to sytuacja, droga, którą doświadczyło wielu neofitów: Na początku wszystko jest super – aż chce się krzyczeć „Jestem dzieckiem Boga!”, by chwilę później doświadczać nieustannych kuszeń i pustyni duchowej. Czy zatem jest to jakaś próba? A jeżeli tak, to jaki ma cel? Marek tak właśnie opisuje to wydarzenie – jako próbę. Podobnie z resztą Izraelici przekazywali sobie historię Hioba – jako rzekomy układ między Bogiem, a nieprzyjacielem.  Jest to bardzo przewrotny sposób myślenia, pokazujący, że na miłość Boga trzeba jakość zasłużyć – przejść jakąś próbę. Ojej, a co jeżeli próby nie przejdę? Czy Jezus mnie nadal kocha? A może się na mnie zawiódł? Może siedzi sobie gdzieś na „chmurce” i myśli „Oj, ale się [tutaj twoje imię] na tobie zawiodłem…”. A jeżeli tak, to może mnie jakoś ukarze? Wyrzekam się takiej wizji Boga. Wizji Boga, który próbuje nas w imię… no właśnie – tak właściwie czego? Ku czemu te próby miałby właściwie służyć? Mało jest chorób, wojen, głodu i cierpienia na świecie? Czy może Jezus faktycznie siedzi gdzieś na chmurce i myśli sobie „Ah, ten [imię] chyba mało mnie kocha. Za łatwo ma w życiu. Sprawdzę czy na pewno mnie kocha!”. Nie, moja relacja z Jezusem pokazuje mi, że Bóg nikogo nie próbuje.

Łaska bazuje na naturze. Ewangelista opisuje to co widzi, słyszy, czuje tak jak mu jego postrzeganie świata pozwala. Wychowany na torze opisuje więc kuszenie szatana jako znaną mu idee „próby”. Natomiast to jest po prostu… codzienność. Kluczem do tego fragmentu są… dzikie zwierzęta.

Nie mamy opisane jakie to były dzikie zwierzęta. Natomiast znając Biblię możemy wyobrazić sobie:

  • lwy, które „czekają kogo by tu pożreć”
  • lisy, które „mają nory”
  • ptaki, które „zakładają gniazda” oraz „wydziobują ziarna”
  • psy, które „liżą rany trędowatym”
  • węże, które wspinają się po drzewach

Czy te zwierzęta są jakąś próbą? Nie. Znamy ich z różnych przypowieści. Być może własnie Jezus obserwował je w tym czasie. One są codziennością. A dla nas codziennością duchową.

40 dla żydów to znaczyło „dużo”. Potop trwał 40 dni. Jonasz głosił, że za 40 dni Niniwa zostanie zburzona. Naród wybrany szedł z Egiptu 40 lat. W końcu 40 to czas, byś przyzwyczaił się. Poznał te zwierzęta. Poobserwował je. Jak się zachowują. Jaką taktykę stosują. Jaką przynoszą korzyść, a jaką szkodę? Np. czy wiem od czego jestem uzależniony (gdzie lisy zrobiły nory)? Czy wiem kiedy upadam (kiedy lew atakuje)? Czy umiem słuchać (ptaki, które wydziobują ziarna)? Itd.

Ja i Ty potrzebujemy tego czasu na pustyni by poznać siebie i poznać codzienność jaka nas otacza. Duch Święty zaprowadza nas na pustynię, bo tak jak wspomniałem we wpisie o Janie Chrzcicielu, to jest czas odcięcia się od szumu i skupieniu na sobie. Zajrzeniu w głąb samego siebie. Czy w moim sercu jest miejsce dla Boga? Czy jakiś wąż nie podpowiada mi, że wszystko wiem najlepiej?

Mamy połowę wielkiego postu. Jeszcze nie jest za późno. Daj się poprowadzić Duchowi Świętemu na pustynię swojego serca.

Mk 1, 6 – O wielbłądzie Bożym

Jan nosił okrycie z sierści wielbłądziej i pas skórzany wokół bioder. Żywił się szarańczą i miodem leśnym.

Słowa

Nosić okrycie

Ewangelista używa tutaj greckiego słowa endedymenos. Rdzeń enduo oznacza założyć, ubrać, ale w kulturze greckiej wiązało się to z wejściem w rolę, w misję, tożsamość. W kontekście NT możemy mówić o pewnej formie ubrania na siebie Bożej łaski. Np. Święty Paweł w liście do Efezjan pisze „Przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli stawić czoła zasadzkom diabła.” (Ef 6, 11).

Sierść wielbądzia

Tu są dwa słowa: trichas („włosy”) i kamēlou („wielbłądzia”). Tak, włosy – greckie słowo było używane zarówno do określenia ludzkich włosów, jak i zwierzęcych (a więc sierści). Przeglądając zdjęcia na Internecie o wiele bliżej mi dosłownego przekładu pierwszego słowa. No popatrzcie:

Z tego co udało mi się wyczytać, to włosy wielbłąda dorastają do 38cm długości! To na mojej głowie jak jest 6cm to jestem pełen szczęścia 😀

Włosy w kontekście ludzi są symbolem tego jak Bóg nas dobrze zna („U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie.” Mt 10, 30), a także siły i mocy (historia Samsona) oraz piękna i godności (Ps 6,5; Ez 16,7; Ap 1, 14). Były one związane ze ślubami i innymi praktykami religijnymi.

Wielbłądy natomiast były niesamowicie ważnymi zwierzętami. Są silne, wytrzymałe, potrafią wytrzymać bardzo trudne warunki pogodowe, oraz taszczyć ciężary (oprócz jeźdźca mogły wozić około 180kg ładunku). To sprawiało, że były nieodzowne w transporcie i handlu. Dlatego waga jednego wielbłąda mogła wahać się (w zależności od „egzemplarza”) od 100 do 200 denarów. Przeciętny robotnik fizyczny dostawał 1 denara dniówki. A więc, żeby zarobić na najtańszego wiebłąda musiałby nic nie kupować, tylko odkładać pieniądze przez ponad 3 miesiące pracy. Stąd też osobiście wątpię, żeby chodziło o tunikę ze skóry wielbłąda (jak to często jest przedstawiane w kinematografii), tylko faktycznie tunika utkana z włosów wielbłąda.

Pas skórzany

Pas był powszechną częścią ubioru. W Biblii jest symbolem siły, gotowości i prawdy. Gotowości, ponieważ do pasa przypinało się sakwę, narzędzia i broń. Siły,  ponieważ biodra (które pas w końcu oplata) są symbolem sił witalnych i płodności. Możemy spotkać się ze scenami, gdy ktoś kładzie dłoń pod czyjeś biodro na znak jakiegoś przymierza teraz i na przyszłe pokolenia. Stąd też symbol prawdy – bo kładąc komuś rękę na biodro przysięgało się.

Skóra była popularnym materiałem. Ze skóry robiło się sandały i galanterię. Wyroby ze skóry były elastyczne i wytrzymałe.

Biodra

Tak jak już wcześniej wspomniałem – sybol witalności i płodności. To kładąc rękę na biodro się przysięgało, a pod biodro składało się obietnicę na (swoje) przyszłe pokolenia.

Szarańcza

Stada tych owadów pustoszyły (i robią to po dziś dzień) plony. Były odczytywane jako zły omen, kara, przekleństwo. I o ile dla nas wydaje się to dziwne, to faktycznie są jadalne. Dlatego były spożywane przez mniej zamożnych ludzi. Na ich konsumpcję zezwala również Księga Kapłańska 11, 22.

Miód dziki

Miód był/jest naturalnym słodzikiem używanym jako w kuchni, w medycynie i po prostu jako jedzenie. Jest symbolem obfitości i błogosławieństwa. Np. w Księdze Wyjścia jest napisane, że ziemia obiecana jest „mlekiem i miodem płynąca”.

Tłumacze przetłumaczyli „miód leśny”, bo nam łatwiej to zrozumieć, natomiast tu jest takie słowo agrios, które oznacza miejsce dzikie, nie dotknięte przez człowieka. Stoi ono mocno w kontraście z czymś co zostało przez człowieka „udomowione”. Nie jest to to samo słowo co poprzednio omawiane erēmō, bo nie jest to pustynia, ale niesie bardzo podobną myśl – spotkania z Bogiem. Że w miejscu nam znanym i przez nas „okiełznanym” ciężko nas zaskoczyć, nie dajemy Bogu pola działania. Natomiast w miejscu dzikim, nieokiełznanym, Bóg ma wolną rękę.

Zatem „miód dziki”, niesie myśl koncept szukania błogosławieństwa Boga w „dzikim sercu”. Nie takim ułożonym od linijki, ale z pewną dozą Bożego szaleństwa i nieprzewidywalności.

Rozkmina

Gdy zamykam oczy, z tych wszystkich słów bije taka siła Boga. Mam taki obraz jak Pan Bóg ubiera Jana i daje mu najlepsze to co potrzebuje do misji, na którą go posyła. Jak wiemy z pierwszego wersu, Bóg posyła Jana, aby ten „prostował ścieżki” przed nadchodzącym Chrystusem.

To, że przemiana serca dokonuje się wyłącznie na pustyni wiemy z poprzedniego mojego wpisu. Ale na tej pustyni trzeba przetrwać. Jakie zwierze robi to nalepiej, a przy tym jest bardzo wytrwałe i potrafi wiele unieść? Tak, wielbłąd. Mało tego, to zwierzę magazynuję wodę. Jan nie potrzebował chrztu – Ducha Świętego miał już „zmagazynowanego” w sobie.

Włosy wielbłąda symbolizują jego siłę, piękno i… godność. Jan uniża samego siebie, by wypełnić swoje powołanie. Później Święty Paweł w Liście do Koryntian napisze „Dla słabych stałem się słaby, aby pozyskać słabych. Dla wszystkich stałem się wszystkim, żebym wszelkimi sposobami zbawił przynajmniej niektórych”. I to jest dokładnie to. Jan nie dba o swój image – on chce się stać doskonałym „narzędziem” w rękach mistrza.

Tak jak ministranci przepasają za pomocą cingulum swoje biodra, na znak gotowości i czystości, tak Jan używa skórzanego pasa. On mówi prawdę. On składa obietnicę kładąc na szali swoje życie. I tej obietnicy jest wytrwały (skóra) i elastyczny zarazem. Nie chodzi o to, że jest chwiejny, nie. Ale dostosowuje się do warunków. Nie ma klapek na oczach. Nie wie przecież dokładnie co Jezus będzie mówił, co będzie głosił. Ale jest gotowy. Gdy trzeba iść do Heroda to idzie i mówi mu prawdę w twarz. I jest wytrwały w prawdzie – bo nie boi się położyć za nią głowy.

Do takiej wyprawy potrzebna jest pewna dzikość serca, o której pisałem wcześniej. Szarańcza, której ludzie się bali – Jan „zjada na śniadanie” (ale mi się żart udał!), ponieważ ma błogosławieństwo i obfitość łask pochodzących od Pana, przez to, że nie ogranicza Bogu pola działania. Nie idzie słuchać ludzi, ale idzie w dzikość swojego serca słuchając Boga. Dostrzegająć go tam, gdzie ludzie widzą przekleństwo (szarańcza). Dziękując Bogu za to co ma, za obfitość łask, których otrzymuje (miód).

 

Chciałbym tak jak Święty Jan, umieć tak zaufać Panu Bogu. Bardzo pociąga mnie ten obaz.