Mk 1, 6 – O wielbłądzie Bożym

Jan nosił okrycie z sierści wielbłądziej i pas skórzany wokół bioder. Żywił się szarańczą i miodem leśnym.

Słowa

Nosić okrycie

Ewangelista używa tutaj greckiego słowa endedymenos. Rdzeń enduo oznacza założyć, ubrać, ale w kulturze greckiej wiązało się to z wejściem w rolę, w misję, tożsamość. W kontekście NT możemy mówić o pewnej formie ubrania na siebie Bożej łaski. Np. Święty Paweł w liście do Efezjan pisze „Przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli stawić czoła zasadzkom diabła.” (Ef 6, 11).

Sierść wielbądzia

Tu są dwa słowa: trichas („włosy”) i kamēlou („wielbłądzia”). Tak, włosy – greckie słowo było używane zarówno do określenia ludzkich włosów, jak i zwierzęcych (a więc sierści). Przeglądając zdjęcia na Internecie o wiele bliżej mi dosłownego przekładu pierwszego słowa. No popatrzcie:

Z tego co udało mi się wyczytać, to włosy wielbłąda dorastają do 38cm długości! To na mojej głowie jak jest 6cm to jestem pełen szczęścia 😀

Włosy w kontekście ludzi są symbolem tego jak Bóg nas dobrze zna („U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie.” Mt 10, 30), a także siły i mocy (historia Samsona) oraz piękna i godności (Ps 6,5; Ez 16,7; Ap 1, 14). Były one związane ze ślubami i innymi praktykami religijnymi.

Wielbłądy natomiast były niesamowicie ważnymi zwierzętami. Są silne, wytrzymałe, potrafią wytrzymać bardzo trudne warunki pogodowe, oraz taszczyć ciężary (oprócz jeźdźca mogły wozić około 180kg ładunku). To sprawiało, że były nieodzowne w transporcie i handlu. Dlatego waga jednego wielbłąda mogła wahać się (w zależności od „egzemplarza”) od 100 do 200 denarów. Przeciętny robotnik fizyczny dostawał 1 denara dniówki. A więc, żeby zarobić na najtańszego wiebłąda musiałby nic nie kupować, tylko odkładać pieniądze przez ponad 3 miesiące pracy. Stąd też osobiście wątpię, żeby chodziło o tunikę ze skóry wielbłąda (jak to często jest przedstawiane w kinematografii), tylko faktycznie tunika utkana z włosów wielbłąda.

Pas skórzany

Pas był powszechną częścią ubioru. W Biblii jest symbolem siły, gotowości i prawdy. Gotowości, ponieważ do pasa przypinało się sakwę, narzędzia i broń. Siły,  ponieważ biodra (które pas w końcu oplata) są symbolem sił witalnych i płodności. Możemy spotkać się ze scenami, gdy ktoś kładzie dłoń pod czyjeś biodro na znak jakiegoś przymierza teraz i na przyszłe pokolenia. Stąd też symbol prawdy – bo kładąc komuś rękę na biodro przysięgało się.

Skóra była popularnym materiałem. Ze skóry robiło się sandały i galanterię. Wyroby ze skóry były elastyczne i wytrzymałe.

Biodra

Tak jak już wcześniej wspomniałem – sybol witalności i płodności. To kładąc rękę na biodro się przysięgało, a pod biodro składało się obietnicę na (swoje) przyszłe pokolenia.

Szarańcza

Stada tych owadów pustoszyły (i robią to po dziś dzień) plony. Były odczytywane jako zły omen, kara, przekleństwo. I o ile dla nas wydaje się to dziwne, to faktycznie są jadalne. Dlatego były spożywane przez mniej zamożnych ludzi. Na ich konsumpcję zezwala również Księga Kapłańska 11, 22.

Miód dziki

Miód był/jest naturalnym słodzikiem używanym jako w kuchni, w medycynie i po prostu jako jedzenie. Jest symbolem obfitości i błogosławieństwa. Np. w Księdze Wyjścia jest napisane, że ziemia obiecana jest „mlekiem i miodem płynąca”.

Tłumacze przetłumaczyli „miód leśny”, bo nam łatwiej to zrozumieć, natomiast tu jest takie słowo agrios, które oznacza miejsce dzikie, nie dotknięte przez człowieka. Stoi ono mocno w kontraście z czymś co zostało przez człowieka „udomowione”. Nie jest to to samo słowo co poprzednio omawiane erēmō, bo nie jest to pustynia, ale niesie bardzo podobną myśl – spotkania z Bogiem. Że w miejscu nam znanym i przez nas „okiełznanym” ciężko nas zaskoczyć, nie dajemy Bogu pola działania. Natomiast w miejscu dzikim, nieokiełznanym, Bóg ma wolną rękę.

Zatem „miód dziki”, niesie myśl koncept szukania błogosławieństwa Boga w „dzikim sercu”. Nie takim ułożonym od linijki, ale z pewną dozą Bożego szaleństwa i nieprzewidywalności.

Rozkmina

Gdy zamykam oczy, z tych wszystkich słów bije taka siła Boga. Mam taki obraz jak Pan Bóg ubiera Jana i daje mu najlepsze to co potrzebuje do misji, na którą go posyła. Jak wiemy z pierwszego wersu, Bóg posyła Jana, aby ten „prostował ścieżki” przed nadchodzącym Chrystusem.

To, że przemiana serca dokonuje się wyłącznie na pustyni wiemy z poprzedniego mojego wpisu. Ale na tej pustyni trzeba przetrwać. Jakie zwierze robi to nalepiej, a przy tym jest bardzo wytrwałe i potrafi wiele unieść? Tak, wielbłąd. Mało tego, to zwierzę magazynuję wodę. Jan nie potrzebował chrztu – Ducha Świętego miał już „zmagazynowanego” w sobie.

Włosy wielbłąda symbolizują jego siłę, piękno i… godność. Jan uniża samego siebie, by wypełnić swoje powołanie. Później Święty Paweł w Liście do Koryntian napisze „Dla słabych stałem się słaby, aby pozyskać słabych. Dla wszystkich stałem się wszystkim, żebym wszelkimi sposobami zbawił przynajmniej niektórych”. I to jest dokładnie to. Jan nie dba o swój image – on chce się stać doskonałym „narzędziem” w rękach mistrza.

Tak jak ministranci przepasają za pomocą cingulum swoje biodra, na znak gotowości i czystości, tak Jan używa skórzanego pasa. On mówi prawdę. On składa obietnicę kładąc na szali swoje życie. I tej obietnicy jest wytrwały (skóra) i elastyczny zarazem. Nie chodzi o to, że jest chwiejny, nie. Ale dostosowuje się do warunków. Nie ma klapek na oczach. Nie wie przecież dokładnie co Jezus będzie mówił, co będzie głosił. Ale jest gotowy. Gdy trzeba iść do Heroda to idzie i mówi mu prawdę w twarz. I jest wytrwały w prawdzie – bo nie boi się położyć za nią głowy.

Do takiej wyprawy potrzebna jest pewna dzikość serca, o której pisałem wcześniej. Szarańcza, której ludzie się bali – Jan „zjada na śniadanie” (ale mi się żart udał!), ponieważ ma błogosławieństwo i obfitość łask pochodzących od Pana, przez to, że nie ogranicza Bogu pola działania. Nie idzie słuchać ludzi, ale idzie w dzikość swojego serca słuchając Boga. Dostrzegająć go tam, gdzie ludzie widzą przekleństwo (szarańcza). Dziękując Bogu za to co ma, za obfitość łask, których otrzymuje (miód).

 

Chciałbym tak jak Święty Jan, umieć tak zaufać Panu Bogu. Bardzo pociąga mnie ten obaz.

Mk 1, 4-5 – Chrzest wewnętrznej przemiany

Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest opamiętania na odpuszczenie grzechów. Schodzili się do niego ludzie z całej Judei i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy. Wyznawali swoje grzechy, a on ich chrzcił w rzece Jordan.

Najpierw rozpracujmy sobie niektóre słowa.

Słowa

Popatrzcie tutaj!

Pierwsze słowo, które mnie zatrzymuje jest „wystąpił”. Co ono oznacza? Że była jakaś scena on na niej „wystąpił”? Otóż, użyte jest tutaj greckie słowo ginomai, które w NT było zawsze używane w kontekście Bożego działania i oznaczało „manifestację”. Tak jakby Bóg takim wielkim reflektorem zaświecił na Jana Chrzciciela i mówi do wszystkich „Popatrzcie tutaj!”, a do jego samego mówi „Otwórz usta!”.

Sam na sam

Jest to niesamowicie ciekawe, bo zaraz mamy pustynię, a raczej „dzicz”, greckie słowo erémos. Mój znajomy brat kapucyn bardzo lubi jeździć „na pustynię” – do eremu – czyli takiego malutkiego odosobnionego domku, z małą izbą sypialną i kaplicą. Mówi, że jak dostaje zgodę swojego prowincjała, to zamyka się tam na wakacje na tydzień, a jeżeli może to i na dłużej, bo może wtedy skupić się tylko na rozmowie z Bogiem, bez martwienia się o codzienne sprawy. Eremy są dzisiaj co raz bardziej popularne, a słowo wzięło się właśnie od tej greckiej dziczy – erémos. Oznacza ono faktycznie pustkowie, pustynię, dzicz, ale jest ono zawsze używane w kontekście spotkania się z Bogiem – jest to czas sam na sam z Bogiem. Gry Izraelici szli 40 lat przez pustynię, to też był erémos. Gdy później Jezus idzie na 40 dni na pustynię, gdzie jest kuszony – erémos.

Głęboka zmiana

Dalej mamy „chrzest opamiętania”. Słowo „chrzest” dużo się nie zmieniło – oznacza zanurzenie czy zamoczenie, i ma swoje korzenie w żydowskim rytuale oczyszczenia. Natomiast chrzest w Jordanie zmienia postać rzeczy – bowiem w 2 księdze Królewskiej mamy opis jak Bóg wysyła Elizeusza do Naamana – wodza wojska króla Aramu. Wódz ten był chory na trąd, a Bóg przez Elizeusza oznajmia, że aby został oczyszczony musi 7 razy zanurzyć się w Jordanie.

Słowo „opamiętania”, to greckie metanoia. Oznacza ono „zmianę myślenia”, a będąc bardziej dosłownym „zmianę wewnętrznego człowieka”.

Rozkmina

Ten blog, ma długą historię. Teraz dzięki dobroci Deon.pl może znaleźć się w tym miejscu, ale niecałe 10 lat temu znajdował się na własnym serwerze, na własnej domenie. Na Facebooku próbowałem rozkręcić jego widoczność i „zaistnieć”. Jak można się domyśleć, mimo iż bardzo się starałem to wszystko było na marne. I gdy czytam to słowo to bardzo głęboko mnie dotyka. Bóg pokazuje, że jeżeli On chce, żeby ktoś zaistniał to zaistnieje.

Tutaj pokażę mapę, żeby zrozumieć w ogóle jaka to jest sytuacja:

Mapka pochodzi ze strony Steadfast Press Blog

Jordan to rzeka łącząca jezioro galilejskie (na górze) z Morzem martwym (na dole). Jan był takim głosem wołającego na pustyni, że bez mikrofonu, bez social media, bez bloga przychodzili do niego ludzie z całej Judei i Jerozolimy. Co zatem przyciągało ludzi? Jan przecież nie miał niczego – był takie biedny, że jadł miód i szarańczę. Ale Bóg dał mu głos i pustynię. Bóg mi mówi przez to słowo, że aby dokonało się we mnie nawrócenie, po pierwsze muszę wyjść z miasta. Muszę wyjść z tego kontekstu, w którym aktualnie się znajduję. Muszę wyjść ze szkoły, pracy, domu rodzinnego, wspólnoty, itd i pójść na miejsce spotkania sam na sam z Bogiem. Moja przemiana nie dokona się, jeżeli ktoś ciągle będzie gmerał między mną a Ojcem. On chce intymnego spotkania. Po pierwsze, bo miłość powinna być pełna intymnych spotkań, a po drugie ponieważ owo opamiętanie się jest efektem bardzo głębokiego procesu, który musi zadziać się w najgłębszym punkcie mojego sercu. A jeżeli mówimy o pracę na otwartym sercu, to myślimy o Jezusie – o Bogu. On jest najlepszym lekarzem serc i nawrócenie, czy opamiętanie jest efektem tego, że Jezus pokazał mi prawdę o sobie i dokonałem świadomej decyzji, że chcę się przemienić. By się to dokonało muszę mieć takie warunki, bym mógł się otworzyć na Boże działanie. Tak jak lekarz ma dokonać operacji to nie przyjdzie do mojego domu, karze położyć mi się na łóżku i nie zacznie operować. Nie – muszę wyjść i udać się do szpitala, gdzie lekarz ma warunki i czas, aby się mną zająć.

Symbolem tej przemiany jest ów chrzest w Jordanie. Wódz Naaman miał obmyć się aż 7 razy. Dlaczego tyle? Bo to pełnia. Tyle ile trzeba. Jordan jest miejscem szczególny bo woda z jeziora spływa do morza martwego. Tak jakby Bóg mówił „Co było – minęło. Już nie wróci.”. Ten cały brud spływa z wodą do morza martwego. Moja metanoia być może nie dokona się od razu, ale jeżeli pozwolę Jezusowi działać w moim życiu, to On będzie dokonywać cudów. Uleczy moje serce ze zranień i powykręcanego myślenia. Ale by to się mogło wydarzyć, muszę stanąć w prawdzie. Muszę stanąć przed Jezusem i przyznać się do wszystkich świństw, które dokonałem. Muszę wyznać moje grzechy – ile razy „minąłem się z celem”.

Jeżeli mogę coś zaproponować, to spróbuj – daj szansę Jezusowi. Wyjdź z domu, sam. Pójdź na miejsce odosobnione, w jakiś las, nad rzekę, czy coś, i stań „nagi” przed Bogiem. Powiedz mu na głos wszystko co trzymasz w swoim sercu. Zrób dla Niego miejsce i pozwól mu działać.

Oczywiście dla katolików to nie zastąpi sakramentu spowiedzi, ale spowiedź nie jest psychoterapią. Jest to jak najbardziej ok, jeżeli ktoś w trakcie spowiedzi zacznie płakać itd – czasami to są trudne sprawy. Ale, moim zdaniem, warto spotkać się najpierw wcześniej spotkać sam na sam z Bogiem. Chociażby dlatego, żeby wiedzieć z czego się wyspowiadać.

Nie bój się spotkania z Bogiem na pustyni. Odwagi.