Następnie Duch zaprowadził Go na pustynię. Był tam czterdzieści dni poddawany przez szatana próbie. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie Mu usługiwali.
Marek w przeciwieństwie do Łukasza i Mateusza nie wspomina nic o tym jak wyglądała owa próba nieprzyjaciela. To na co inni ewangeliści poświęcali cały rozdział, tu Ewangelista zamyka w 3 zdaniach. Osobiście ta forma bardzo do mnie przemawia ponieważ pozwala mi zobaczyć ten epizod w formie drogi nowoochrzczonego człowieka.
Ewangelista używa słowa euthys, które oznacza natychmiast. Więc sytuacja jest taka: Jezus został ochrzczony, z nieba zstąpił Duch Święty, Bóg Ojciec publicznie obwieścił, że Jezus jest Jego synem, i natychmiast po tym ten sam Duch Święty kazał Jezusowi iść na pustynię. Tą samą pustynię (dzicz), na której żył Jan Chrzciciel. Nie wydaje Ci się to dziwnie znajome?
Jest to sytuacja, droga, którą doświadczyło wielu neofitów: Na początku wszystko jest super – aż chce się krzyczeć „Jestem dzieckiem Boga!”, by chwilę później doświadczać nieustannych kuszeń i pustyni duchowej. Czy zatem jest to jakaś próba? A jeżeli tak, to jaki ma cel? Marek tak właśnie opisuje to wydarzenie – jako próbę. Podobnie z resztą Izraelici przekazywali sobie historię Hioba – jako rzekomy układ między Bogiem, a nieprzyjacielem. Jest to bardzo przewrotny sposób myślenia, pokazujący, że na miłość Boga trzeba jakość zasłużyć – przejść jakąś próbę. Ojej, a co jeżeli próby nie przejdę? Czy Jezus mnie nadal kocha? A może się na mnie zawiódł? Może siedzi sobie gdzieś na „chmurce” i myśli „Oj, ale się [tutaj twoje imię] na tobie zawiodłem…”. A jeżeli tak, to może mnie jakoś ukarze? Wyrzekam się takiej wizji Boga. Wizji Boga, który próbuje nas w imię… no właśnie – tak właściwie czego? Ku czemu te próby miałby właściwie służyć? Mało jest chorób, wojen, głodu i cierpienia na świecie? Czy może Jezus faktycznie siedzi gdzieś na chmurce i myśli sobie „Ah, ten [imię] chyba mało mnie kocha. Za łatwo ma w życiu. Sprawdzę czy na pewno mnie kocha!”. Nie, moja relacja z Jezusem pokazuje mi, że Bóg nikogo nie próbuje.
Łaska bazuje na naturze. Ewangelista opisuje to co widzi, słyszy, czuje tak jak mu jego postrzeganie świata pozwala. Wychowany na torze opisuje więc kuszenie szatana jako znaną mu idee „próby”. Natomiast to jest po prostu… codzienność. Kluczem do tego fragmentu są… dzikie zwierzęta.
Nie mamy opisane jakie to były dzikie zwierzęta. Natomiast znając Biblię możemy wyobrazić sobie:
- lwy, które „czekają kogo by tu pożreć”
- lisy, które „mają nory”
- ptaki, które „zakładają gniazda” oraz „wydziobują ziarna”
- psy, które „liżą rany trędowatym”
- węże, które wspinają się po drzewach
Czy te zwierzęta są jakąś próbą? Nie. Znamy ich z różnych przypowieści. Być może własnie Jezus obserwował je w tym czasie. One są codziennością. A dla nas codziennością duchową.
40 dla żydów to znaczyło „dużo”. Potop trwał 40 dni. Jonasz głosił, że za 40 dni Niniwa zostanie zburzona. Naród wybrany szedł z Egiptu 40 lat. W końcu 40 to czas, byś przyzwyczaił się. Poznał te zwierzęta. Poobserwował je. Jak się zachowują. Jaką taktykę stosują. Jaką przynoszą korzyść, a jaką szkodę? Np. czy wiem od czego jestem uzależniony (gdzie lisy zrobiły nory)? Czy wiem kiedy upadam (kiedy lew atakuje)? Czy umiem słuchać (ptaki, które wydziobują ziarna)? Itd.
Ja i Ty potrzebujemy tego czasu na pustyni by poznać siebie i poznać codzienność jaka nas otacza. Duch Święty zaprowadza nas na pustynię, bo tak jak wspomniałem we wpisie o Janie Chrzcicielu, to jest czas odcięcia się od szumu i skupieniu na sobie. Zajrzeniu w głąb samego siebie. Czy w moim sercu jest miejsce dla Boga? Czy jakiś wąż nie podpowiada mi, że wszystko wiem najlepiej?
Mamy połowę wielkiego postu. Jeszcze nie jest za późno. Daj się poprowadzić Duchowi Świętemu na pustynię swojego serca.