Mk 1, 12-13 – Daj się poprowadzić Duchowi Świętemu na pustynię

Następnie Duch zaprowadził Go na pustynię. Był tam czterdzieści dni poddawany przez szatana próbie. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie Mu usługiwali.

Marek w przeciwieństwie do Łukasza i Mateusza nie wspomina nic o tym jak wyglądała owa próba nieprzyjaciela. To na co inni ewangeliści poświęcali cały rozdział, tu Ewangelista zamyka w 3 zdaniach. Osobiście ta forma bardzo do mnie przemawia ponieważ pozwala mi zobaczyć ten epizod w formie drogi nowoochrzczonego człowieka.

Ewangelista używa słowa euthys, które oznacza natychmiast. Więc sytuacja jest taka: Jezus został ochrzczony, z nieba zstąpił Duch Święty, Bóg Ojciec publicznie obwieścił, że Jezus jest Jego synem, i natychmiast po tym ten sam Duch Święty kazał Jezusowi iść na pustynię. Tą samą pustynię (dzicz), na której żył Jan Chrzciciel. Nie wydaje Ci się to dziwnie znajome?

Jest to sytuacja, droga, którą doświadczyło wielu neofitów: Na początku wszystko jest super – aż chce się krzyczeć „Jestem dzieckiem Boga!”, by chwilę później doświadczać nieustannych kuszeń i pustyni duchowej. Czy zatem jest to jakaś próba? A jeżeli tak, to jaki ma cel? Marek tak właśnie opisuje to wydarzenie – jako próbę. Podobnie z resztą Izraelici przekazywali sobie historię Hioba – jako rzekomy układ między Bogiem, a nieprzyjacielem.  Jest to bardzo przewrotny sposób myślenia, pokazujący, że na miłość Boga trzeba jakość zasłużyć – przejść jakąś próbę. Ojej, a co jeżeli próby nie przejdę? Czy Jezus mnie nadal kocha? A może się na mnie zawiódł? Może siedzi sobie gdzieś na „chmurce” i myśli „Oj, ale się [tutaj twoje imię] na tobie zawiodłem…”. A jeżeli tak, to może mnie jakoś ukarze? Wyrzekam się takiej wizji Boga. Wizji Boga, który próbuje nas w imię… no właśnie – tak właściwie czego? Ku czemu te próby miałby właściwie służyć? Mało jest chorób, wojen, głodu i cierpienia na świecie? Czy może Jezus faktycznie siedzi gdzieś na chmurce i myśli sobie „Ah, ten [imię] chyba mało mnie kocha. Za łatwo ma w życiu. Sprawdzę czy na pewno mnie kocha!”. Nie, moja relacja z Jezusem pokazuje mi, że Bóg nikogo nie próbuje.

Łaska bazuje na naturze. Ewangelista opisuje to co widzi, słyszy, czuje tak jak mu jego postrzeganie świata pozwala. Wychowany na torze opisuje więc kuszenie szatana jako znaną mu idee „próby”. Natomiast to jest po prostu… codzienność. Kluczem do tego fragmentu są… dzikie zwierzęta.

Nie mamy opisane jakie to były dzikie zwierzęta. Natomiast znając Biblię możemy wyobrazić sobie:

  • lwy, które „czekają kogo by tu pożreć”
  • lisy, które „mają nory”
  • ptaki, które „zakładają gniazda” oraz „wydziobują ziarna”
  • psy, które „liżą rany trędowatym”
  • węże, które wspinają się po drzewach

Czy te zwierzęta są jakąś próbą? Nie. Znamy ich z różnych przypowieści. Być może własnie Jezus obserwował je w tym czasie. One są codziennością. A dla nas codziennością duchową.

40 dla żydów to znaczyło „dużo”. Potop trwał 40 dni. Jonasz głosił, że za 40 dni Niniwa zostanie zburzona. Naród wybrany szedł z Egiptu 40 lat. W końcu 40 to czas, byś przyzwyczaił się. Poznał te zwierzęta. Poobserwował je. Jak się zachowują. Jaką taktykę stosują. Jaką przynoszą korzyść, a jaką szkodę? Np. czy wiem od czego jestem uzależniony (gdzie lisy zrobiły nory)? Czy wiem kiedy upadam (kiedy lew atakuje)? Czy umiem słuchać (ptaki, które wydziobują ziarna)? Itd.

Ja i Ty potrzebujemy tego czasu na pustyni by poznać siebie i poznać codzienność jaka nas otacza. Duch Święty zaprowadza nas na pustynię, bo tak jak wspomniałem we wpisie o Janie Chrzcicielu, to jest czas odcięcia się od szumu i skupieniu na sobie. Zajrzeniu w głąb samego siebie. Czy w moim sercu jest miejsce dla Boga? Czy jakiś wąż nie podpowiada mi, że wszystko wiem najlepiej?

Mamy połowę wielkiego postu. Jeszcze nie jest za późno. Daj się poprowadzić Duchowi Świętemu na pustynię swojego serca.

Mk 1, 9-11 – W Tobie mam upodobanie

W tym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i został w Jordanie ochrzczony przez Jana. Zaraz też wyszedł z wody i ujrzał rozdzielające się niebiosa oraz Ducha, który zstąpił na Niego jakby gołębica. Rozległ się również głos z nieba: „Ty jesteś Moim umiłowanym Synem, w Tobie mam upodobanie.”

Jestem zdania, że w Biblii nic nie ma z przypadku, ani w ramach „anegdotki”. Zatem dlaczego Ewangelista wspomina o tym, że Jezus przyszedł z Nazaretu w Galilei? Dlatego, żeby podkreślić wypełnienie się proroctwa z księgi Izajasza:

„Jak w dawnych czasach poniżył On ziemię Zabulona i ziemię Neftalego, tak w przyszłości okryje sławą drogę do morza, wiodącą przez Jordan, Galileę narodów. Lud, który chodzi w ciemnościach, zobaczył wielką światłość, mieszkańcom mrocznej krainy śmierci rozbłysła światłość.” (Iz 8, 23b – 9, 1)

Tak jak Bóg przy narodzeniu Jezusa nie wybrał pałacu, ale żłób, tak Jezus kontynuuje ten kierunek pokory i przychodzi z miejsca, którym niektórzy Żydzi pogardzali. Mesjasz nie przychodzi z wielkiej Jerozolimy, ale z ubogiego Nazaretu. Jest to potwierdzenie, że nowa historia zbawienia nie będzie oparta na złocie, przepychu i centrum miasta, ale na pokorze, cichości i byciu blisko z pogardzanymi.

Tym samym nurtem działa Duch Święty pokazując jedność z Synem i Ojcem – Pocieszyciel przychodzi „niby gołębica”. Co to znaczy? Dzisiaj kojarzymy gołębia głównie z pokojem, przez kulturę Rzymską oraz przez wydarzenia związane z Noem i Arką. Ale gołębica była symbolem… normalności. Te ptaki były uważane za czyste przez co mogły być składane w ofierze. Tak więc ludzie mniej zamożni, których nie było stać na koźle, mogli oddać gołębice. Tak też zresztą zrobili Józef i Maryja, kiedy pierwszy raz przynieśli Jezusa do Świątyni. Gołębice były znane z tego, że są monogamiczne i tworzą związki do końca swojego życia. Dlatego mówię o „normalności”. Bo Duch Święty nie przyszedł w słupie ognia, w rozdzieleniu morza na pół, w czymś widowiskowym. Ale Duch Święty przychodzi niczym gołębica – żeby nie przysłaniać Jezusa. Bo to On ma być w centrum. I tak jest też po dziś dzień. Duch Boga zawsze wywyższa Jezusa, sam pozostając w ukryciu i nie lubi być w centrum uwagi.

Na koniec, bardzo porusza mnie to słowo wypowiedziane przez Boga: „Ty jesteś Moim umiłowanym Synem, w Tobie mam upodobanie.”. Porusza mnie, bo kiedy ostatni raz usłyszałeś/aś od swojego taty „Ty jesteś moim synem umiłowanym, jestem z ciebie dumny”? Bo ja usłyszałem to zdanie pierwszy i ostatni raz tydzień przed śmiercią mojego taty rok temu. Myślę, że bardzo potrzebujemy mówić swoim dzieciom, że je kochamy i jesteśmy z nich dumni. Chociażby dlatego, że jest w tak w Biblii. Bóg Ojciec uczy nas jak mówić do swoich dzieci. Nie ma więc żadnych wykrętek typu „Ojej, bo mu jeszcze woda sodowa uderzy do głowy”! Tak jak Jezus nauczył nas modlitwy „Ojcze Nasz”, tak Ojciec w niebie uczy nas jak mówić do swojego syna/córki. No i to jest jedna strona tego zdania, a druga jest taka: że Bóg ogłasza to… nad samym sobą. Bo skoro Jezus jest Bogiem, a Ojciec i Syn to jedność. To Bóg ogłasza miłość nad samym sobą. To jest odwołanie do przykazania miłości „A bliźniego swego jak siebie samego”, a nie „A siebie samego jak bliźniego swego”. Trzeba mi codziennie wyznawać miłość też do samego siebie. Uczyć się miłości i miłosierdzia względem samego siebie, abym mógł wyjść na ulicę i dawać tą miłość osobie, którą spotkam w sklepie, kierowcy na drodze, starszej pani w autobusie, nauczycielce w szkole…

Mk 1, 7-8 – Przyjąć Boże Tchnienie

I tak głosił: Idzie za mną potężniejszy ode mnie, przed którym nie jestem godny schylić się, aby rozwiązać rzemyk Jego sandałów. Ja ochrzciłem was wodą, On zaś będzie was chrzcił Duchem Świętym.

Słowa

  • głosił – ekēryssen – ogłaszać wieść, dekret, być posłańcem (króla)
  • za mną – opisō mou – podążać za kimś
  • godny – hikanos – wystarczający, kompetentny, adekwatny
  • Duch – Pneumati – wiatr, oddech, tchnienie
  • Święty – Hagiō – inny -> nie należący do tego świata, należący do natury Boga

Rozkmina

Gdy zamykam oczy to widzę Jana Chrzciciela jako herolda – Bożego posłańca. Jest to pierwszy i ostatni raz, gdy Jezus pozwala komuś iść przed nim. Bo to słowo opisō będzie się przewijać często. Za każdym razem, gdy Jezus powołuje uczniów to mówi, że mają iść „za nim” – opisō. Gdy Jezus skarci Piotra, to też powie do niego „Idź za mną (opisō) nieprzyjacielu!”. Bóg pozwala Janowi iść przed bo przed Królem idzie posłaniec. Wskazuje na to też właśnie słowo ekēryssen, które bezpośrednio nawiązuje do ogłaszania królewskich prawd/dekretów. Np. to nie jest to samo głoszenie jak Jonasz głosił Niniwie, że będzie zburzone.

Szczerze mówiąc nigdy się nie zastanawiałem do końca czym właściwie jest „Duch Święty” w Biblii. I dopiero teraz czytając ten fragment trafiło do mnie jak rozumiał to Jan – a więc herold Króla. Jan chrzcił ludzi na odpuszczenie grzechów wodą. I myślę sobie „Łał! Ekstra!”, ale okazuje się, że to nie jest nic nadzwyczajnego. Bo, mówiąc tak z przymróżeniem oka, „byle herold” może tak chrzcić. Ale Jezus będzie zanurzał ludzi w tchnieniu samego Boga.

Jak to rozumiem? Tak, że nie potrzebuję ciągle być w wodzie. Picie wody jest ważne, tak samo fajnie jest się umyć czy wskoczyć do basenu. Jesteśmy też zbudowani z wody. Ale to powietrze nas otacza. To powietrze w każdej sekundzie wypełnia nasze płuca. To powietrze transportowane jest przez krew (wodę) do każdej komórki w naszym ciele. Tak Bóg nie chce gościć w moim sercu raz na jakiś czas. On chce wypełnić każdą komórkę mojego ciała. On chce aby Jego Tchnienie było w każdej sekundzie mojego życia. Aby każdy mój krok, gest, myśl, westchnienie, było nie z tego świata. Nie zanurzone w tych obrazkach, które widzimy w wiadomościach. W śmierci, w zawiści, wojnach, walce o stołki. Ale było z natury Bożej – pełne miłości, miłosierdzia, przebaczenia, radości, ufności i pokoju. To jest ten kontrast, który pokazuje ten fragment. To jest prawdziwa misja dana Janowi Chrzcicielowi. Czy mu się udało?

Mamy wielki post. Może warto się nad tym zatrzymać. Nie oblekać się w wory pokutne, ale przyjąć Boże myślenie i Boże spojrzenie. Przyjąć Boże Tchnienie.

Mk 1, 6 – O wielbłądzie Bożym

Jan nosił okrycie z sierści wielbłądziej i pas skórzany wokół bioder. Żywił się szarańczą i miodem leśnym.

Słowa

Nosić okrycie

Ewangelista używa tutaj greckiego słowa endedymenos. Rdzeń enduo oznacza założyć, ubrać, ale w kulturze greckiej wiązało się to z wejściem w rolę, w misję, tożsamość. W kontekście NT możemy mówić o pewnej formie ubrania na siebie Bożej łaski. Np. Święty Paweł w liście do Efezjan pisze „Przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście mogli stawić czoła zasadzkom diabła.” (Ef 6, 11).

Sierść wielbądzia

Tu są dwa słowa: trichas („włosy”) i kamēlou („wielbłądzia”). Tak, włosy – greckie słowo było używane zarówno do określenia ludzkich włosów, jak i zwierzęcych (a więc sierści). Przeglądając zdjęcia na Internecie o wiele bliżej mi dosłownego przekładu pierwszego słowa. No popatrzcie:

Z tego co udało mi się wyczytać, to włosy wielbłąda dorastają do 38cm długości! To na mojej głowie jak jest 6cm to jestem pełen szczęścia 😀

Włosy w kontekście ludzi są symbolem tego jak Bóg nas dobrze zna („U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie.” Mt 10, 30), a także siły i mocy (historia Samsona) oraz piękna i godności (Ps 6,5; Ez 16,7; Ap 1, 14). Były one związane ze ślubami i innymi praktykami religijnymi.

Wielbłądy natomiast były niesamowicie ważnymi zwierzętami. Są silne, wytrzymałe, potrafią wytrzymać bardzo trudne warunki pogodowe, oraz taszczyć ciężary (oprócz jeźdźca mogły wozić około 180kg ładunku). To sprawiało, że były nieodzowne w transporcie i handlu. Dlatego waga jednego wielbłąda mogła wahać się (w zależności od „egzemplarza”) od 100 do 200 denarów. Przeciętny robotnik fizyczny dostawał 1 denara dniówki. A więc, żeby zarobić na najtańszego wiebłąda musiałby nic nie kupować, tylko odkładać pieniądze przez ponad 3 miesiące pracy. Stąd też osobiście wątpię, żeby chodziło o tunikę ze skóry wielbłąda (jak to często jest przedstawiane w kinematografii), tylko faktycznie tunika utkana z włosów wielbłąda.

Pas skórzany

Pas był powszechną częścią ubioru. W Biblii jest symbolem siły, gotowości i prawdy. Gotowości, ponieważ do pasa przypinało się sakwę, narzędzia i broń. Siły,  ponieważ biodra (które pas w końcu oplata) są symbolem sił witalnych i płodności. Możemy spotkać się ze scenami, gdy ktoś kładzie dłoń pod czyjeś biodro na znak jakiegoś przymierza teraz i na przyszłe pokolenia. Stąd też symbol prawdy – bo kładąc komuś rękę na biodro przysięgało się.

Skóra była popularnym materiałem. Ze skóry robiło się sandały i galanterię. Wyroby ze skóry były elastyczne i wytrzymałe.

Biodra

Tak jak już wcześniej wspomniałem – sybol witalności i płodności. To kładąc rękę na biodro się przysięgało, a pod biodro składało się obietnicę na (swoje) przyszłe pokolenia.

Szarańcza

Stada tych owadów pustoszyły (i robią to po dziś dzień) plony. Były odczytywane jako zły omen, kara, przekleństwo. I o ile dla nas wydaje się to dziwne, to faktycznie są jadalne. Dlatego były spożywane przez mniej zamożnych ludzi. Na ich konsumpcję zezwala również Księga Kapłańska 11, 22.

Miód dziki

Miód był/jest naturalnym słodzikiem używanym jako w kuchni, w medycynie i po prostu jako jedzenie. Jest symbolem obfitości i błogosławieństwa. Np. w Księdze Wyjścia jest napisane, że ziemia obiecana jest „mlekiem i miodem płynąca”.

Tłumacze przetłumaczyli „miód leśny”, bo nam łatwiej to zrozumieć, natomiast tu jest takie słowo agrios, które oznacza miejsce dzikie, nie dotknięte przez człowieka. Stoi ono mocno w kontraście z czymś co zostało przez człowieka „udomowione”. Nie jest to to samo słowo co poprzednio omawiane erēmō, bo nie jest to pustynia, ale niesie bardzo podobną myśl – spotkania z Bogiem. Że w miejscu nam znanym i przez nas „okiełznanym” ciężko nas zaskoczyć, nie dajemy Bogu pola działania. Natomiast w miejscu dzikim, nieokiełznanym, Bóg ma wolną rękę.

Zatem „miód dziki”, niesie myśl koncept szukania błogosławieństwa Boga w „dzikim sercu”. Nie takim ułożonym od linijki, ale z pewną dozą Bożego szaleństwa i nieprzewidywalności.

Rozkmina

Gdy zamykam oczy, z tych wszystkich słów bije taka siła Boga. Mam taki obraz jak Pan Bóg ubiera Jana i daje mu najlepsze to co potrzebuje do misji, na którą go posyła. Jak wiemy z pierwszego wersu, Bóg posyła Jana, aby ten „prostował ścieżki” przed nadchodzącym Chrystusem.

To, że przemiana serca dokonuje się wyłącznie na pustyni wiemy z poprzedniego mojego wpisu. Ale na tej pustyni trzeba przetrwać. Jakie zwierze robi to nalepiej, a przy tym jest bardzo wytrwałe i potrafi wiele unieść? Tak, wielbłąd. Mało tego, to zwierzę magazynuję wodę. Jan nie potrzebował chrztu – Ducha Świętego miał już „zmagazynowanego” w sobie.

Włosy wielbłąda symbolizują jego siłę, piękno i… godność. Jan uniża samego siebie, by wypełnić swoje powołanie. Później Święty Paweł w Liście do Koryntian napisze „Dla słabych stałem się słaby, aby pozyskać słabych. Dla wszystkich stałem się wszystkim, żebym wszelkimi sposobami zbawił przynajmniej niektórych”. I to jest dokładnie to. Jan nie dba o swój image – on chce się stać doskonałym „narzędziem” w rękach mistrza.

Tak jak ministranci przepasają za pomocą cingulum swoje biodra, na znak gotowości i czystości, tak Jan używa skórzanego pasa. On mówi prawdę. On składa obietnicę kładąc na szali swoje życie. I tej obietnicy jest wytrwały (skóra) i elastyczny zarazem. Nie chodzi o to, że jest chwiejny, nie. Ale dostosowuje się do warunków. Nie ma klapek na oczach. Nie wie przecież dokładnie co Jezus będzie mówił, co będzie głosił. Ale jest gotowy. Gdy trzeba iść do Heroda to idzie i mówi mu prawdę w twarz. I jest wytrwały w prawdzie – bo nie boi się położyć za nią głowy.

Do takiej wyprawy potrzebna jest pewna dzikość serca, o której pisałem wcześniej. Szarańcza, której ludzie się bali – Jan „zjada na śniadanie” (ale mi się żart udał!), ponieważ ma błogosławieństwo i obfitość łask pochodzących od Pana, przez to, że nie ogranicza Bogu pola działania. Nie idzie słuchać ludzi, ale idzie w dzikość swojego serca słuchając Boga. Dostrzegająć go tam, gdzie ludzie widzą przekleństwo (szarańcza). Dziękując Bogu za to co ma, za obfitość łask, których otrzymuje (miód).

 

Chciałbym tak jak Święty Jan, umieć tak zaufać Panu Bogu. Bardzo pociąga mnie ten obaz.

Mk 1, 4-5 – Chrzest wewnętrznej przemiany

Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest opamiętania na odpuszczenie grzechów. Schodzili się do niego ludzie z całej Judei i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy. Wyznawali swoje grzechy, a on ich chrzcił w rzece Jordan.

Najpierw rozpracujmy sobie niektóre słowa.

Słowa

Popatrzcie tutaj!

Pierwsze słowo, które mnie zatrzymuje jest „wystąpił”. Co ono oznacza? Że była jakaś scena on na niej „wystąpił”? Otóż, użyte jest tutaj greckie słowo ginomai, które w NT było zawsze używane w kontekście Bożego działania i oznaczało „manifestację”. Tak jakby Bóg takim wielkim reflektorem zaświecił na Jana Chrzciciela i mówi do wszystkich „Popatrzcie tutaj!”, a do jego samego mówi „Otwórz usta!”.

Sam na sam

Jest to niesamowicie ciekawe, bo zaraz mamy pustynię, a raczej „dzicz”, greckie słowo erémos. Mój znajomy brat kapucyn bardzo lubi jeździć „na pustynię” – do eremu – czyli takiego malutkiego odosobnionego domku, z małą izbą sypialną i kaplicą. Mówi, że jak dostaje zgodę swojego prowincjała, to zamyka się tam na wakacje na tydzień, a jeżeli może to i na dłużej, bo może wtedy skupić się tylko na rozmowie z Bogiem, bez martwienia się o codzienne sprawy. Eremy są dzisiaj co raz bardziej popularne, a słowo wzięło się właśnie od tej greckiej dziczy – erémos. Oznacza ono faktycznie pustkowie, pustynię, dzicz, ale jest ono zawsze używane w kontekście spotkania się z Bogiem – jest to czas sam na sam z Bogiem. Gry Izraelici szli 40 lat przez pustynię, to też był erémos. Gdy później Jezus idzie na 40 dni na pustynię, gdzie jest kuszony – erémos.

Głęboka zmiana

Dalej mamy „chrzest opamiętania”. Słowo „chrzest” dużo się nie zmieniło – oznacza zanurzenie czy zamoczenie, i ma swoje korzenie w żydowskim rytuale oczyszczenia. Natomiast chrzest w Jordanie zmienia postać rzeczy – bowiem w 2 księdze Królewskiej mamy opis jak Bóg wysyła Elizeusza do Naamana – wodza wojska króla Aramu. Wódz ten był chory na trąd, a Bóg przez Elizeusza oznajmia, że aby został oczyszczony musi 7 razy zanurzyć się w Jordanie.

Słowo „opamiętania”, to greckie metanoia. Oznacza ono „zmianę myślenia”, a będąc bardziej dosłownym „zmianę wewnętrznego człowieka”.

Rozkmina

Ten blog, ma długą historię. Teraz dzięki dobroci Deon.pl może znaleźć się w tym miejscu, ale niecałe 10 lat temu znajdował się na własnym serwerze, na własnej domenie. Na Facebooku próbowałem rozkręcić jego widoczność i „zaistnieć”. Jak można się domyśleć, mimo iż bardzo się starałem to wszystko było na marne. I gdy czytam to słowo to bardzo głęboko mnie dotyka. Bóg pokazuje, że jeżeli On chce, żeby ktoś zaistniał to zaistnieje.

Tutaj pokażę mapę, żeby zrozumieć w ogóle jaka to jest sytuacja:

Mapka pochodzi ze strony Steadfast Press Blog

Jordan to rzeka łącząca jezioro galilejskie (na górze) z Morzem martwym (na dole). Jan był takim głosem wołającego na pustyni, że bez mikrofonu, bez social media, bez bloga przychodzili do niego ludzie z całej Judei i Jerozolimy. Co zatem przyciągało ludzi? Jan przecież nie miał niczego – był takie biedny, że jadł miód i szarańczę. Ale Bóg dał mu głos i pustynię. Bóg mi mówi przez to słowo, że aby dokonało się we mnie nawrócenie, po pierwsze muszę wyjść z miasta. Muszę wyjść z tego kontekstu, w którym aktualnie się znajduję. Muszę wyjść ze szkoły, pracy, domu rodzinnego, wspólnoty, itd i pójść na miejsce spotkania sam na sam z Bogiem. Moja przemiana nie dokona się, jeżeli ktoś ciągle będzie gmerał między mną a Ojcem. On chce intymnego spotkania. Po pierwsze, bo miłość powinna być pełna intymnych spotkań, a po drugie ponieważ owo opamiętanie się jest efektem bardzo głębokiego procesu, który musi zadziać się w najgłębszym punkcie mojego sercu. A jeżeli mówimy o pracę na otwartym sercu, to myślimy o Jezusie – o Bogu. On jest najlepszym lekarzem serc i nawrócenie, czy opamiętanie jest efektem tego, że Jezus pokazał mi prawdę o sobie i dokonałem świadomej decyzji, że chcę się przemienić. By się to dokonało muszę mieć takie warunki, bym mógł się otworzyć na Boże działanie. Tak jak lekarz ma dokonać operacji to nie przyjdzie do mojego domu, karze położyć mi się na łóżku i nie zacznie operować. Nie – muszę wyjść i udać się do szpitala, gdzie lekarz ma warunki i czas, aby się mną zająć.

Symbolem tej przemiany jest ów chrzest w Jordanie. Wódz Naaman miał obmyć się aż 7 razy. Dlaczego tyle? Bo to pełnia. Tyle ile trzeba. Jordan jest miejscem szczególny bo woda z jeziora spływa do morza martwego. Tak jakby Bóg mówił „Co było – minęło. Już nie wróci.”. Ten cały brud spływa z wodą do morza martwego. Moja metanoia być może nie dokona się od razu, ale jeżeli pozwolę Jezusowi działać w moim życiu, to On będzie dokonywać cudów. Uleczy moje serce ze zranień i powykręcanego myślenia. Ale by to się mogło wydarzyć, muszę stanąć w prawdzie. Muszę stanąć przed Jezusem i przyznać się do wszystkich świństw, które dokonałem. Muszę wyznać moje grzechy – ile razy „minąłem się z celem”.

Jeżeli mogę coś zaproponować, to spróbuj – daj szansę Jezusowi. Wyjdź z domu, sam. Pójdź na miejsce odosobnione, w jakiś las, nad rzekę, czy coś, i stań „nagi” przed Bogiem. Powiedz mu na głos wszystko co trzymasz w swoim sercu. Zrób dla Niego miejsce i pozwól mu działać.

Oczywiście dla katolików to nie zastąpi sakramentu spowiedzi, ale spowiedź nie jest psychoterapią. Jest to jak najbardziej ok, jeżeli ktoś w trakcie spowiedzi zacznie płakać itd – czasami to są trudne sprawy. Ale, moim zdaniem, warto spotkać się najpierw wcześniej spotkać sam na sam z Bogiem. Chociażby dlatego, żeby wiedzieć z czego się wyspowiadać.

Nie bój się spotkania z Bogiem na pustyni. Odwagi.

Jak rozkminiać Pismo Święte? (część 2)

Jest to kontynuacja części 1, dlatego polecam gorąco ją przeczytać jeżeli tego jeszcze nie zrobiłeś/aś.

O rozkminianiu, medytacji i własnej drodze

Zacznę od tego, że dla mnie rozkminiać oznacza zrozumieć dogłębnie, wejść. Np. rozkminić jak działa silnik, to rozebrać go na części pierwsze, po to by zobaczyć każdą część osobno i zrozumieć jaki miał zamysł inżynier. Czasami się nie da czegoś rozebrać, lub jest to utrudnione, wtedy przychodzi na pomoc dokumentacja techniczna. Lubię rozkminiać jak coś działa, bo lubię rozumieć. Łatwiej jest mi też wtedy zapamiętać pewne szczegóły, a ta wiedza znajduje miejsce w odpowiedniej szufladzie w mojej głowie i czeka, aby być wykorzystane. Jednak nie jest to zwyczajna analiza badanego obiektu, ale zbadanie również swojego serca. Co mnie porusza? Dlaczego? Co Bóg chce pokazać?

Myślę, że warto zaznaczyć, że jest to sposób w jaki ja podchodzę do Pisma Świętego. Taki mój. Od zawsze chciałem czytać Biblię, tak jak inni, ale strasznie mnie to nudziło. Dopiero pod koniec studiów, zainspirowany ojcem Szustakiem, zacząłem bardzo głęboko analizować każdy wers i każde słowo. Gdy czegoś nie wiedziałem, to szukałem w słownikach i/lub konkordacji. Bo wielu rzeczy nie rozumiałem. Tak po prostu. I przeszkadzała mi ta niewiedza. Była przeszkodą by… rozkminić o co tu w ogóle chodzi? Dlaczego Jezus zrobił to? Albo tamto? O co chodzi z trzciną? Figą? Cedrem Libanu? Itd itd.

Dopiero po wielu latach, w sumie to niedawno, dowiedziałem się, że są jakieś wypracowane metody czytania Pisma Świętego. Np. medytacja Ignacjańska, Lectio Divina czy skrótacja. Nie znałem ich. Szczerze je polecam! Każda jest piękna i ma coś w sobie niesamowitego! Ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że „mój sposób” jest bardzo, ale to bardzo podobny do medytacji Ignacjańskiej.

Dlatego nie będę Cię przekonywał, że masz robić tak jak ja – znajdź swoją drogę!  Ale potraktuj proszę te porady jako drogowskaz do znalezienia własnej drogi. Gorąco Cię zachęcam, abyś sprawdziła wspomniane wcześniej metody. Na internecie czy YouTubie jest pełno poradników jak zacząć. A jak coś, to komentarze na dole strony czytam i staram się odpowiadać 🙂

No dobrze, to jak?

1. Zaproś Boga na randkę

Ostatnio na mojej wspólnocie jedna osoba powiedziała „Z Panem Jezusem są najlepsze randki”. Jeżeli ktoś jeszcze na randce nie był, to spieszę z pomocą, że wypadałoby ustalić:

  • czas – aby nikt nam nie przeszkadzał i żeb nie kolidowało z innymi zajęciami
  • miejsce – gdzie byś chciał(a) zabrać Pana Jezusa? Ja np. chciałbym, żeby usiadł obok mnie na kanapie

Z doświadczenia powiem, że dobrze jest, jeżeli jest to regularne spotkanie. Np. ja przez wiele lat spotykałem się z Panem codziennie o 21.

2. Daj Mu przestrzeń

Ten krok może przyjść jednym łatwiej, drugim trudniej. Zrób krok w tył. Czyli zostaw za sobą cały bagaż, z którym przychodzisz. To nie oznacza, że te sprawy nie są ważne. Pewnie są, ale uwierz mi, że Bóg ma lepszy plan. On widzi więcej, czuje więcej, On zna serca swoich dzieci, i dzięki temu może pokazać Ci inną perspektywę. Tylko dokona się to wyłącznie jeżeli zrobisz Mu przestrzeń.

Poproś Ducha Świętego, aby pomógł Ci zostawić te wszystkie sprawy. Może to być modlitwa spontaniczna – od serca – tak jak czujesz, a jeżeli nie potrafisz jeszcze to powiedz tak:

Duchu Święty, który oświecasz moje serce i mój umysł, dodaj mi ochoty i zdolności, aby to rozważanie Słowa Bożego przyprowadziło mnie bliżej Boga. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Ja następnie tak jak już wspominałem całuję Pismo Święte. Jeżeli chcesz możesz też to zrobić, ale rób to w wolności. Oczywiście możesz to pominąć, możesz zastąpić czymś innym. Dla mnie jest to ważny punkt.

Otwórz Pismo Święte.

3. Wybierz fragment

Tak jak wspomniałem w pierszej części – ja polecam dla „zielonych” zacząć od Ewangelii wg św. Marka. Z mojego doświadczenia ważna jest konsekwencja – żeby nie otwierać byle gdzie. Nie umagiczniaj Biblii. Jeżeli masz faktycznie konkretne natchnienie od Ducha Świętego, że masz otworzyć dokładnie na danym siglu, to co innego. Ale w przeciwnym razie po prostu kontynuuj tam gdzie skończyłeś/aś.

4. Weź mały kęs

Nie spiesz się. Ciesz się tą randką. Nie jedz łapczywie, bo nie zdążyć poczuć ani smaku, ani nie będziesz pamiętać co tak właściwie jadłeś/aś. Weź mały kęs. Niech to będzie werset, który wydaje Ci się nielogiczny. Niech to będzie Słowo Jezusa do uczniów. Niech to będzie gest, który wykonał. Może to być też cała perykopa jeżeli jest krótka lub po prostu czujesz, że to wszystko tworzy jakąś całość. Weź i zatrzymaj się. Wycisz. Przeczytaj sobie kilka razy. Niech to zacznie w Tobie pracować. Zacznij myśleć o co w tym chodzi, gdzie tu jest sens? Jaki to ma smak? Nie musisz być od razu smakoszem – zacznij od tego co już potrafisz. W szkole na lekcjach języka polskiego na zajęciach z literatury nauczyciele katowali nas pytaniami o podmiot narracyjny lub liryczny, która osoba, liczba mnoga czy pojedyncza, podłoże historyczne czasów w których pisał autor itd. I powiem Wam, że to wszystko się bardzo przydaje. Na początku może to iść topornie, bo trzeba sobie to wszystko przypomnieć. Ale jak już masz ten kęs to czasami warto sobie np. uświadomić: do kogo Jezus mówi? Kiedy? Gdzie On był? Co się stało przedtem? Czy jest jakieś powiązanie? Czy to się spina w logiczną całość? Bądź dociekliwy/a i nie bój się zadawać pytań Bogu. On kocha kiedy zadajesz pytania. Jeżeli jest jakieś słowo, którego nie znasz – nie bój się zajrzeć do słownika, encyklopedii.

5. Poznaj swoje granice

Pamiętaj, żeby w tym wszystkim był jakiś zdrowy umiar. Fakt – trzeba szukać, myśleć, zastanawiać się, drążyć, pytać. Ale może okazać się, że już tak daleko odpłynąłeś/aś myślami, że Ty swoje, a Pan Bóg swoje. Bóg pokazuje Ci – patrz na to drzewo, a Ty już lecisz i badasz skład atomowy ziemi, na której to drzewo rośnie. Może okazać się, że z tego kęsu już wiele nie zostało. Najważniejsze to mieć gdzieś z tyłu głowy jaki jest cel tego czasu spotkania. Że to jest randka – czas dla Was. Fajnie jest sprawdzić coś, jak czegoś nie wiesz, ale nie okazuj braku szacunku tej drugiej stronie – w tym wypadku Bogu.

Aha, jeżeli zdarzy Ci się, że „odlecisz”, to ok – to jest normalne. To jest proces poznawania swoich granic. Za którymś razem zaczaisz, że „ok, Panie Jezu przepraszam, wracam”.

6. Przyjmij

W tym procesie „konsumowania”, Bóg będzie pokazywał Ci nowe smaki, będzie opowiadał o sobie, pokaże swój sposób patrzenia. Nie zawsze jest to łatwe. Nie lubimy, gdy ktoś burzy nam nasz grajdołek, nasz sposób myślenia. A Jezus przychodzi z biczem i wywraca stoły w Jerozolimie. Miej otwarte serce i gotowość by przyjąć co Bóg pragnie Ci pokazać.

Nie musi się to stać od razu. Są rzeczy, które trawi się w 5 minut, a inne w kilka dni. Moja nauczycielka fizyki w liceum zapisywała obie tablice w mgnieniu oka po czym z zadowoleniem chodziła po klasie i mówiła „Przepisać, przetrwawić w domu”. I to jest ok. Daj sobie czas. Daj czas Bogu.

7. Podziękuj

Podziękuj za wspólny czas. Miej w sobie bojaźń Bożą. Nie podchodź do tego jako „pewnik”. Bóg nie jest zabawką czy Dzinem z lampy. Nawet jeżeli coś Ci się nie spodoba – postaraj się uczyć za to podziękować. A Bóg da Ci nowe serce, takie z ciała, które będzie umieć dziękować innym ludziom.

Dlaczego i jak czytać Pismo Święte? (część 1)

Opowieść o Jego Sercu

Biblia czy też Pismo Święte to dla osoby niewierzącej nic więcej jak zwykła książka. Zbiór literek i znaków interpunkcyjnych składających się na słowa i zdania.  Jednak dla osoby wierzącej lub poszukującej to coś więcej – to Słowo przez duże „S”, bo to Słowo natchnione – Słowo Boga. Kiedy się to staje i jak? Gdy wejdziemy w to my, a z nami Duch Święty. To właśnie Twoja i moja wiara przy pomocy Ducha Świętego zmienia to zwykłe „słowo” w „Słowo”. Słowo, które trafia bardzo celnie i wbrew pozorom jest ciągle aktualne.

Biblia to najprostszy, najszybszy i (prawdopodobnie) najlepszy sposób by usłyszeć co mówi do nas Bóg! A on chce Ci powiedzieć takie rzeczy, że to głowa mała. Dlaczego? Bo On chce Ci opowiedzieć o sobie i gdzie Ty jesteś w Jego sercu.

Zrobić krok w tył

No normalnie – Bóg przez Biblię chce opowiedzieć Ci o sobie. Czyli czytając Pismo Święte tak naprawdę słuchamy Jego Słowa. Dlatego bardzo, ale to bardzo ważnym punktem wyjścia, aby rozpocząć przygodę z Biblią jest zrobienie kroku w tył. Tak, kroku w tył – czyli nie szukasz siebie tylko pozwalasz Jemu prowadzić. Dla jednych może wydać się to dziecinne proste, a dla innych strasznie trudne. No cóż, ja miałem sam z tym ogromny problem bo do osób najpokorniejszych nie należę, a to jest pierwsza lekcja pokory jaką Bóg chce Ci dać: Zrobić krok w tył, abym to nie JA był pierwszy, ale ON i to ON opowiadał mi o prawdziwym Życiu jakie wymarzył dla mnie. Zrobić krok w tył, to paradoksalnie zrobić pierwszy krok do prawdziwej Wiary. Bo uczymy się ufać Bogu, a więc… naprawiamy to czego dokonała w nas skaza pierworodna.

Umów się z Nim

Zanim weźmiesz się za czytanie Pisma Świętego, to pomyśl jak byś umówił(a) się z przyjacielem/przyjaciółką. Ja lubię klimatycznie z moimi przyjaciółmi spotykać się w 4 oczy, tak aby nikt nam nie przeszkadzał i żeby była taka intymność. Wiecie o co chodzi. To ten czas kiedy otwieramy się w pełni na drugą osobę. Ja lubię gdy jest wieczór, zamknięte drzwi pokoju, zapalona świeczka i jedna nie za mocna lampka. Siadamy na pufach, pijemy gorącą zieloną herbatę i… słuchamy się nawzajem. I jeżeli chcesz naprawdę zaprosić Boga, to spraw aby On poczuł się jak wyczekiwany przyjaciel, a nie jak sprawa odkładana na 5 minut przed snem. Umów się z Nim na spotkanie. Niech to będzie Wasz wspólny czas. Możecie zacząć od czegoś mega intymnego – jakiegoś gestu. Np. ja modlę się do Ducha Świętego, aby pomógł mi się otworzyć na to co Bóg chce do mnie powiedzieć. Następnie następuje chwila ciszy, zamykam oczy, całuję Biblię i otwieram etui. Taki mały rytuał. Ale to jest to. To jest ten moment, kiedy dreszcz mnie przechodzi i wiem, że rozpoczął się czas z Przyjacielem. Że nie patrzę na telefon, komputer jest wyłączony. Nie ma mnie dla nikogo. Jest tylko On i ja. Ja robię krok w tył i zamieniam się w słuch.

Od teorii…

Posłużę się zdjęciem z mojej Biblii i postaram się krótko omówić część teoretyczną. To jest akurat Pismo Święte wydawnictwa Świętego Pawła, ale w każdym innym przekładzie powinno być bardzo podobnie.  Zazwyczaj na początku każdej Biblii powinien być krótki wstęp co i jak.

Na samej górze jest podana księga zakres rozdziałów i wersetów. Rozdział jest zaznaczony dużą liczbą (tutaj np. to „10” w granatowym kółeczku). Rozdział składa się z wersetów. Werset to zdanie (lub zdania). Zaczyna się od małej liczby u góry tekstu i kończy na początku nowego wersetu lub końcu rozdziału. Każda księga na swój skrót. Tutaj np. Ewangelia Mateusza ma skrót „Mt” (co też jest zaznaczone po prawo w granatowym kółeczku).
Żeby nie mówić np. „Ewangelia Mateusza, rozdział 10, wersy od 6 do 7 włącznie” to używa się skrótów – sigli. Odpowiednikiem tego zdania byłby więc zapis „Mt 10, 6-7”. Jeżeli chcemy podać tylko jeden werset to piszemy bez myślnika np. „Mt 10, 6”.

Rozdziały mogą być podzielone na perykopy. Perykopa to taki fragment np. jak ten zaznaczony na pomarańczowo.

Niektóre słowa mają małą literkę „S” na górze. To oznacza, że to słowo występuje w słowniku. Słownik jest na końcu Pisma Świętego.
A nad innymi słowami mogą być literki „a”, „b”, „c” itd. To oznacza, że na boku jest krótkie wyjaśnienie tego terminu lub odwołanie. (zaznaczone na kolor turkusowy)
Na dole strony (różowy kolor) mamy komentarze. Polecam je szczególnie „początkującym rozkminiaczom”. Często pomagają zrozumieć drugie dno i/lub kontekst danej perykopy.

…do praktyki

Jeżeli nie czytałeś/aś nigdy Biblii to polecam od Nowego Testamentu. Nie przychylni mogli by mi teraz zarzucić „No tak, nie chcesz aby zobaczyli jaki ten twój Bóg jest krwawy w Starym Testamencie!”. Bóg w ST (Starym Testamencie) i NT (Nowym Testamencie) jest taki sam. On się nie zmienił. Kochał, kocha i będzie kochał tą samą Miłością. Pismo Święte jest księgą pisaną na przestrzeni lat przez ludzi, a więc można zaryzykować stwierdzenie, że jest „zanieczyszczona ludzkim spojrzeniem” na pewne sprawy. Np. Izraelici cieszyli się ze śmierci swoich wrogów i odbierali to jako błogosławieństwo Boga. Czy Bóg cieszy się z cierpienia ludzi? Nie! Polecam zaczać od NT, bo Jezus nie daje pola manewru – On swoim życiem pokazał nam jak miłować drugiego człowieka, jak służyć aż do śmierci – a nie cieszyć się, że ktoś „mój wróg umiera”. Jest to więc podróż, by nabrać ufności w Miłość Ojca do mnie – dziecka Bożego. Ja np. po tych wszystkich latach dzisiaj mam o wiele większą frajdę z czytania ST, bo mam relację z Jezusem, która mi na to pozwala.

Dlatego ja zawsze radzę zacząć od Ewangelii wg Św. Marka (mojego imiennika). Jest krótka i kierowana do pogan. W związku z tym jest tam dużo obrazów i metafor. Jest to fajny „poligon doświadczalny” 🙂

A o samym rozkminianiu będzie w części 2. Stay tuned! 🙂