Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest opamiętania na odpuszczenie grzechów. Schodzili się do niego ludzie z całej Judei i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy. Wyznawali swoje grzechy, a on ich chrzcił w rzece Jordan.
Najpierw rozpracujmy sobie niektóre słowa.
Słowa
Popatrzcie tutaj!
Pierwsze słowo, które mnie zatrzymuje jest „wystąpił”. Co ono oznacza? Że była jakaś scena on na niej „wystąpił”? Otóż, użyte jest tutaj greckie słowo ginomai, które w NT było zawsze używane w kontekście Bożego działania i oznaczało „manifestację”. Tak jakby Bóg takim wielkim reflektorem zaświecił na Jana Chrzciciela i mówi do wszystkich „Popatrzcie tutaj!”, a do jego samego mówi „Otwórz usta!”.
Sam na sam
Jest to niesamowicie ciekawe, bo zaraz mamy pustynię, a raczej „dzicz”, greckie słowo erémos. Mój znajomy brat kapucyn bardzo lubi jeździć „na pustynię” – do eremu – czyli takiego malutkiego odosobnionego domku, z małą izbą sypialną i kaplicą. Mówi, że jak dostaje zgodę swojego prowincjała, to zamyka się tam na wakacje na tydzień, a jeżeli może to i na dłużej, bo może wtedy skupić się tylko na rozmowie z Bogiem, bez martwienia się o codzienne sprawy. Eremy są dzisiaj co raz bardziej popularne, a słowo wzięło się właśnie od tej greckiej dziczy – erémos. Oznacza ono faktycznie pustkowie, pustynię, dzicz, ale jest ono zawsze używane w kontekście spotkania się z Bogiem – jest to czas sam na sam z Bogiem. Gry Izraelici szli 40 lat przez pustynię, to też był erémos. Gdy później Jezus idzie na 40 dni na pustynię, gdzie jest kuszony – erémos.
Głęboka zmiana
Dalej mamy „chrzest opamiętania”. Słowo „chrzest” dużo się nie zmieniło – oznacza zanurzenie czy zamoczenie, i ma swoje korzenie w żydowskim rytuale oczyszczenia. Natomiast chrzest w Jordanie zmienia postać rzeczy – bowiem w 2 księdze Królewskiej mamy opis jak Bóg wysyła Elizeusza do Naamana – wodza wojska króla Aramu. Wódz ten był chory na trąd, a Bóg przez Elizeusza oznajmia, że aby został oczyszczony musi 7 razy zanurzyć się w Jordanie.
Słowo „opamiętania”, to greckie metanoia. Oznacza ono „zmianę myślenia”, a będąc bardziej dosłownym „zmianę wewnętrznego człowieka”.
Rozkmina
Ten blog, ma długą historię. Teraz dzięki dobroci Deon.pl może znaleźć się w tym miejscu, ale niecałe 10 lat temu znajdował się na własnym serwerze, na własnej domenie. Na Facebooku próbowałem rozkręcić jego widoczność i „zaistnieć”. Jak można się domyśleć, mimo iż bardzo się starałem to wszystko było na marne. I gdy czytam to słowo to bardzo głęboko mnie dotyka. Bóg pokazuje, że jeżeli On chce, żeby ktoś zaistniał to zaistnieje.
Tutaj pokażę mapę, żeby zrozumieć w ogóle jaka to jest sytuacja:

Jordan to rzeka łącząca jezioro galilejskie (na górze) z Morzem martwym (na dole). Jan był takim głosem wołającego na pustyni, że bez mikrofonu, bez social media, bez bloga przychodzili do niego ludzie z całej Judei i Jerozolimy. Co zatem przyciągało ludzi? Jan przecież nie miał niczego – był takie biedny, że jadł miód i szarańczę. Ale Bóg dał mu głos i pustynię. Bóg mi mówi przez to słowo, że aby dokonało się we mnie nawrócenie, po pierwsze muszę wyjść z miasta. Muszę wyjść z tego kontekstu, w którym aktualnie się znajduję. Muszę wyjść ze szkoły, pracy, domu rodzinnego, wspólnoty, itd i pójść na miejsce spotkania sam na sam z Bogiem. Moja przemiana nie dokona się, jeżeli ktoś ciągle będzie gmerał między mną a Ojcem. On chce intymnego spotkania. Po pierwsze, bo miłość powinna być pełna intymnych spotkań, a po drugie ponieważ owo opamiętanie się jest efektem bardzo głębokiego procesu, który musi zadziać się w najgłębszym punkcie mojego sercu. A jeżeli mówimy o pracę na otwartym sercu, to myślimy o Jezusie – o Bogu. On jest najlepszym lekarzem serc i nawrócenie, czy opamiętanie jest efektem tego, że Jezus pokazał mi prawdę o sobie i dokonałem świadomej decyzji, że chcę się przemienić. By się to dokonało muszę mieć takie warunki, bym mógł się otworzyć na Boże działanie. Tak jak lekarz ma dokonać operacji to nie przyjdzie do mojego domu, karze położyć mi się na łóżku i nie zacznie operować. Nie – muszę wyjść i udać się do szpitala, gdzie lekarz ma warunki i czas, aby się mną zająć.
Symbolem tej przemiany jest ów chrzest w Jordanie. Wódz Naaman miał obmyć się aż 7 razy. Dlaczego tyle? Bo to pełnia. Tyle ile trzeba. Jordan jest miejscem szczególny bo woda z jeziora spływa do morza martwego. Tak jakby Bóg mówił „Co było – minęło. Już nie wróci.”. Ten cały brud spływa z wodą do morza martwego. Moja metanoia być może nie dokona się od razu, ale jeżeli pozwolę Jezusowi działać w moim życiu, to On będzie dokonywać cudów. Uleczy moje serce ze zranień i powykręcanego myślenia. Ale by to się mogło wydarzyć, muszę stanąć w prawdzie. Muszę stanąć przed Jezusem i przyznać się do wszystkich świństw, które dokonałem. Muszę wyznać moje grzechy – ile razy „minąłem się z celem”.
Jeżeli mogę coś zaproponować, to spróbuj – daj szansę Jezusowi. Wyjdź z domu, sam. Pójdź na miejsce odosobnione, w jakiś las, nad rzekę, czy coś, i stań „nagi” przed Bogiem. Powiedz mu na głos wszystko co trzymasz w swoim sercu. Zrób dla Niego miejsce i pozwól mu działać.
Oczywiście dla katolików to nie zastąpi sakramentu spowiedzi, ale spowiedź nie jest psychoterapią. Jest to jak najbardziej ok, jeżeli ktoś w trakcie spowiedzi zacznie płakać itd – czasami to są trudne sprawy. Ale, moim zdaniem, warto spotkać się najpierw wcześniej spotkać sam na sam z Bogiem. Chociażby dlatego, żeby wiedzieć z czego się wyspowiadać.
Nie bój się spotkania z Bogiem na pustyni. Odwagi.